Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dyskretnie nadmienił, że nie chce tego przytaczać na swoje usprawiedliwienie, ale faktycznie wywabiła go do lasu i grała z nim w chowankę. Zresztą zawsze w ten sposób zaczynają młode dziewczęta. Czyż jednak wynika z tego, by szanujący się mężczyzna miał brać za żonę każdą zalotnicę, która zagląda mu w okna i wywabia do lasu?
Pani Rendalen jest innego zdania, przybyła tedy do Sztokholmu w roli swatki. Byłoby to małżeństwo w guście jej własnego.
Twierdził, że ma o małżeństwie woyobrażenie zbyt szczytne, by je w ten sposób poniżać.
Ofiarował pomoc pieniężną, jak długo dziecko będzie potrzebowało opieki matki, a także oświadczył, że je uzna za swoje. Do tego kroku skłonił go honor i poczucie obowiązku... Ale posuwać się dalej, znaczyłoby to chcieć naprawić jeden czyn lekkomyślny drugim, gorszym jeszcze.
Wszyscy, którym Doesen dał list do przeczytania, przyznawali rację Fürstowi, a działo się to w sklepie, na ulicy i w klubie. Wielu wypożyczało sobie ten list i chociaż autor użył przez ostrożność papieru nader trwałego i grubego, list krążył po mieście tak długo, aż stał się nieczytelnym zgoła strzępem.
Sporządzono zeń jeden odpis dla Tomasza Rendalena (na jego życzenie), drugi zaś... Doesen ukrywał to zrazu, ale wyjawił na żądanie ogółu... dla matki Tory Holm.
Ten ostatni odpis sprawił mu specjalną radość. Matka Tory była to kobieta gwałtowna, zgorzkniała skutkiem przejść życiowych. Traktowała z pogardliwem niedowierzaniem wszystko, a w gniewie nie znała granic.