Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rendalen, by z nim o tem pomówiła. Miała to uczynić, ale zaczęła od wspomnienia, że może z wiosną znajdzie środki na dokończenie obserwatorjum w starej wieży, zaniechanego z braku pieniędzy.
— Któż wie, gdzie będę z wiosną! — zawołał i poszedł.
Przyszło jej na myśl, że dobrzeby było skłonić nauczycielki do przeproszenia Tomasza. Zebrała je tedy w przeddzień świąt i powiedziała, że Tomasz zamierza opuścić zakład i wyjechać.
Oniemiały na chwilę ze strachu. Wreszcie zabrała głos Karen zaręczając, że tak nie myślała... że wogóle nie myślała nic, tylko była wówczas bardzo zdenerwowana... sądząc, że jest z niej niezadowolony. Nauczycielka rysunków, zaczerwieniona po uszy, wybuchła, twierdząc że tylko spencerowska metoda, wprowadzona przez Tomasza, była jej w początkach nie do zniesienia... ale mimo to nie powinna się była użalać... broń Boże! Nim skończyła, pociekły jej z oczu łzy.
Wszystkie wyrażały swą wdzięczność i uznanie dla zdolności Tomasza w każdym dziale nauki. Tylko przykro, że traktuje je z góry, jak zera.
Pani Rendalen kilka razy zdejmowała, przecierała i wkładała okulary.
Wystąpiła panna Hall i wyjaśniła, że cały powód leży w nierównem traktowaniu zarówno uczennic, jak nauczycielek, co miesza nauczycielki, a obraża poczucie sprawiedliwości dzieci. Młoda Amerykanka radaby była pomówić z Tomaszem, ale stał się bardzo nieprzystępny. Mówiąc to, była jak wszystkie zdenerwowana.
To obróciło wniwecz plan pani Rendalen, nie wiedziała co począć. Narazie przerwano układy, bowiem