Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/228

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    Pobladł jednak śmiertelnie, a matka dodała pospiesznie, że oczywiście konieczny jest jako nadzorca, by jego plan spaczony nie został. Poprosiła, by się rozmówił z nauczycielkami, gdyż właśnie brak porozumienia i milczenie jego wywołało całą rzecz. Nauczycielki czują się dotknięte brakiem zaufania, a czasem też uchybieniem pod względem grzeczności. Spytała wkońcu, czy je znienawidził.
    Tego mu było za dużo, rzucił się na fortepian, wybuchając płaczem, potem wstał, wziął kapelusz, płaszcz i wybiegł wbrew prośbom matki, by został i pomówił z nią jak dawniej.
    Nie był do tego zdolny. Bolał go teraz stosunek do matki. Za powrotem z zagranicy pełna była wątpliwości, potem uznała jego plany, radowała się nimi, teraz zaś, za pierwszą skargą nauczycielek, odbierała mu szkołę.
    Nie czynił jej wyrzutów z powodu tych wątpliwości, nie mógł tylko znieść tego stanu.
    Postępowanie jego z ludźmi musiało być wprost opaczne, skoro go aż tak dalece źle zrozumiano. Był to zapewne powód najgłębszy uczucia pustki i zniechęcenia.
    A jednak damy te, zarówno nauczycielki jak uczennice klas najwyższych, uwielbiały go przecież!... Czyż było to złudzenie, czy oszukiwanie samego siebie?
    Uwielbienie? Cóż to znaczy? Z pogardą odpychał wszelkie uwielbienie... a mimo to podobał sobie w niem i dał się ukołysać iluzji. Wziął uwielbienie za coś rzeczywistego.
    Nie! Kto chce brać, musi dawać! Kto pragnie miłości, kochać musi, a tego właśnie... jak inni przynajmniej... nie umiał.