Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszystko dawało wrażenie wygody i ciszy, miękkie meble poddawały się naciskowi ciała, pokryte były mszystej barwy jedwabiem i tego też koloru były firanki i portjery. Ściany miały nieokreśloną ciemną tapetę. W rogu widniała starożytna szyfonierka z mnóstwem gem wielkiej wartości.
Tora nie mogła się napatrzeć. Zwróciła uwagę na piękny fortepian Erarda, zdobny w rzeźbione głowy i emblemy, oraz bibljotekę w tym samym stylu. Obrazy, zwłaszcza pejzaże, trzymane były w tonie tęsknego nastroju, jaki się jawi o zachodzie. Tora chodziła od jednego przedmiotu do drugiego, zawierając z każdym osobistą znajomość.
W sypialni podziwiała puszysty dywan, w którym niemal tonęły stopy, mały szezlong w kącie, łoże o kosztownych firankach, oraz ozdobne przedmioty toaletowe.
Milę cieszyło, że może to wszystko pokazywać.
Powiedziała, że nikt jeszcze nie widział komnat zmarłej matki.
Jeden tylko przedmiot omijała Tora, nie zwracając nań uwagi. Raził ją bowiem i psuł harmonje. Wreszcie spytała:
— Moja droga, co jest w tej szafie i czemu ona stoi tutaj?
Mila przyznała z uśmiechem, że nie jest dostrojona do otoczenia i przedtem jej tu nie było, ale stanowi jej osobistą własność i nigdy się z tym meblem nie rozstaje.
— Czyż nie może stać gdzieindziej?
— Niesposób przestawić tej szafy!
W odpowiedzi tej kryła się taka rezerwa, że Tora nie mogła pytać dalej.