Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śmierci wuja doznać niejednej przykrości i zawołał porywczo:
— Tutaj wszyscy będą dla pani życzliwi i serdeczni!
To mówiąc, chwycił jej dłoń i powitał z wylaniem.
Starczyło tych słów, by wybuchła płaczem, będąc zdenerwowaną i onieśmieloną nowem otoczeniem. Nie wiedząc co czynić, Karol otwarł drzwi i zawołał:
— Mamo!
Ukazała się pani Rendalen, w krzywo siedzących na nosie okularach, i swoim zwyczajem spytała krótko i węzłowato, czego też od innych wymagała:.
— Cóż tam?
— To panna Holm, córka głównego kontrolera ceł.
— Dobrze! Niech wejdzie! — odparła, otwierając szerzej drzwi — Witam! — dodała, podając rękę przybyłej, stojącej w półciemnym przedsionku.
W tonie tych słów brzmiał rozkaz, któremu ulec musiała. Przytem pani Rendalen spostrzegła, że słuszna dziewczyna przybywa do szkoły zapłakana, jak pięcioletnie dziecko. Zdziwiona, wskazała krzesło, które Tora zajęła lękliwie, i poprosiła jednej z nauczycielek, by jej pomogła zdjąć płaszcz i kapelusz.
Odśpiewano hymn, poczem Karol Wangen wygłosił krótką przemowę, sławiąc zalety, jakie odkrywać możemy w bliźnich naszych. Należy pamiętać, że cnoty owe zasiał Bóg w duszach i szanować każdego człowieka jako stworzenie boskie.
Tora pojęła to jeno jako harmonję głosu. Była przygnębiona niefortunnym występem swym, który, jak to wiedziała dobrze, spostrzegła przełożona i wszyscy.