Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dwu ludzi, wszyscy drgnęli. Pastor przemówił, przytaczając różne słowa zmarłej, które, nie tykając nikogo, zarysowały jej uroczą sylwetkę. Z niektórych atoli powiedzeń przebijało wielkie oddanie i miłość dla męża, to też konsul Engel nie mógł się powstrzymać do spazmatycznego płaczu.
Pastor zakończył mowę słowami, jakie usłyszał z ust Emilji w chwili wręczania daru dla szkoły:
— Są tu dwa zapatrywania i dwa stronnictwa...
— Ofiarą swą — rzekł pastor — zmarła zapisała się w poczet członków jednego z nich.
Znowu zabrzmiała muzyka i chór, pastor zszedł ze wzgórza przy pomocy otaczających, a dziewczynki wsypały w grób resztę kwietnych płatków.
W tej chwili zagrzmiało na zachodzie, kędy morze leżało martwo, niby czarna płaszczyzna. Nadciągała, zda się, wielka burza. Głowy zebranych obróciły się ku miastu, gdzie na tle chmurnego nieba zwisały bez ruchu flagi. Zagrzmiało i łysło silniej jeszcze i bliżej, a orszak pogrzebowy drgnął i zaczął się zwolna rozsypywać. Wielu poszło, nie spojrzawszy nawet w grób i nie pożegnawszy się z rodziną. W chwilę potem z białych szeregów dziewczęcych zostały jeno strzępki rozprószone po zieleni trawy. Biegły, skakały, a wiele z nich, k u strasznemu przerażeniu pani Rendalen, śmiało się i nawoływało.

∗             ∗

Niedługo po powrocie z pogrzebu otrzymała pani Rendalen kilka bezimiennych podarków, a wszystkie nosiły motto:
— Są tu dwa zapatrywania i dwa stronnictwa...
W ciągu popołudnia napłynęło jeszcze więcej, wszystkie zaś były bezimienne i nieznacznej wartości.