Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i żeglarze to, z samej racji zawodu i jego warunków, ludzie o bardzo niskim poziomie wychowania i obyczajów. Trudno zaprzeczyć, że włóczęgostwo od lat młodych obniża ich moralność. Również nie krzepi jej obliczona wyłącznie na zysk działalność kupiecka. Wykształcenie mają z reguły nader małe, lektura ogranicza się do dziennika, czy modnego romansu, a stosunki towarzyskie nie przekraczają koła zawodowców i członków rodziny.
Żeglarz zwłaszcza oderwany jest z reguły od ojczystego podłoża i żyje w najróżniejszem otoczeniu, po całym świecie. Dziewięć razy na tysiąc jest on pozbawionym wykształcenia dzikusem, tyranizowanym przez właściciela statku i tyranizującym przy okazji podwładnych. Przyjął się zwyczaj, że żeglarz pobiera procenty od wszystkiego, od ładunku towarów, zaprowjantowania okrętu, słowem niemal od wody. Jest to więc kompletny system rabunkowy, wobec którego, jak łatwo zrozumiemy, nie może byś mowy o zasadach moralności, ani o dobrym przykładzie, jaki podwładni tego żeglarza mogliby zeń brać.
Gdy tak a czereda zawinie do miasta portowego, nie może oddziałać chyba umoralniająco i jasne jest bezsprzecznie, że wychowanie dzieci w rodzinach żeglarskich mogłoby być nierównie lepszem, niż jest obecnie. Czy ktoś z państwa życzy sobie imiennych dowodów na to moje twierdzenie?
Szkoda, że czytelnik nie mógł naocznie przekonać się o wrażeniu, jakie wywołały te słowa. Strach, pomieszanie, wstyd, tu i owdzie wściekłość odmalowały się na twarzach zebranych, zwłaszcza na brunatnoczerwonych twarzach marynarzy. Niektórzy siedzieli osłupiali, z kapeluszami w reku, zapatrzeni tępo w plecy