Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy pan zdajesz sobie sprawę ze słów swoich, doktorze? — spytała.
Lekarza oblał rumieniec. Nie krępował się w słowach, ale był z natury płochliwy. Dla usprawiedliwienia zaczął mówić o przeczytanej właśnie książce Prospera Lukasa na temat dziedziczności i zalecał ją wszystkim...
Niedługo potem zobaczyły z drzewa dzieci, że pani Rendalen i doktór idą ku miastu, a potem pani Rendalen wróciła sama, z dwoma grubemi tomami pod pachą.
Wieczorem następnego dnia Tomcio odjechał. Był nieobecny przez dwa miesiące. W obu portach, do których przybił statek, znalazł listy. Karolek pisywał wiernie co dnia, matka także wysłała kilka serdecznych, listów, ale od Augusty nie było ni słowa. Zachorowała, na rozedmę serca, jak mówiono. Tomcio przypomniał sobie, że w ostatnich czasach pożądała tak bardzo spokoju. Miała wadę serca. Ale cóż mogła zrobić złego choroba tak silnej dziewczynie, pocieszał się, pewnie znowu zdrowa i rzeźka.
Pewnego dnia, późnym wieczorem statek przybił do portu miejscowego. Nikt w dworzyszczu nie spodziewał się, że Tomcio wpadnie do pokoju i rzuci się na szyję matce, zajętej właśnie rachunkami.
— Tomciu! — krzyknęła, jakby ją przeraził, on zaś doznał tem większej radości, zaczął dokazywać i ściskać matkę z całej siły. Nagle jednak zauważył, że ma zapłakane oczy. Odstąpił zdziwiony. Wówczas rzuciła się na stół łkając. Augusta zmarła przed dwoma dniami...
Wczesnym rankiem nazajutrz poszedł wraz z matką do miasta, zapłakany, niosąc kwiaty. Uj-