Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i nie rzekł słowa. Tomcio słyszał potem, że długo jeszcze łkał pod kołdrą. To go tak rozczuliło, iż zaczął także płakać w cichości, by Karolek nie spostrzegł.
Wszyscy byli dobrzy dla nowego ucznia, najlepszym jednak Tomcio. Karolek uczęszczał do łacińskiej szkoły, gdzie miał bezpłatne miejsce, to też cały dzień spędzali zdała od siebie. Gdy wracał, musiał się uczyć, ale nie pracowali razem. Przytem Karolek niewiele miał czasu na zabawę, był pierwszym w klasie i chciał nim pozostać, dlatego też Tomcio nigdy go nie mógł mieć dla siebie, nawet w chwilach, gdy tego najbardziej pragnął. Karolek był też znużony po powrocie ze szkoły i nie doceniał tego, że Tomcio nań wyczekiwał, radując się myślą, iż go zobaczy. Był on pierwszym towarzyszem Tomcia, sam jednak miał już nieraz przyjaciół. Tomcio osądził wreszcie, że Karolek jest mrukiem i głupcem. Wiecznie strzegł pilnie swego ubrania i posłusznie spełniał wszystkie zlecenia. Pod tym względem i wielu innemi stanowił on zupełne z Tomciem przeciwieństwo.
Wkońcu wydał Tomcio sąd, że Karolek jest właściwie dziewczyną. Miał tedy tylko jedną więcej dziewczynę koło siebie i to bez porównania mniej interesującą od innych. Zaczął go przezywać „Karolinką“ i przedrzeźniał jego ruchy, gdy drżał z zimna, albo kulił się z obawy, że zrobił coś niewłaściwego. Kiedy zaś Karolek miast gniewu uśmiechał się tylko dobrotliwie, Tomcio wsadzał palce w usta i rozciągał je, naśladując szerokie usta jego. Dziewczętom podobało się to wielce. Sławiły one teraz wielką rycerskość Tomcia, który był z niej bardzo dumny, ale i on i dziewczęta zachowywały się zgoła nie po rycersku względem Karolka, nie zdając sobie z tego zresztą sprawy.