Strona:Benedykt de Spinoza - Dzieła Tom II.djvu/453

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
TRAKTAT POLITYCZNY.




ROZDZIAŁ 1.


§ 1. Filozofowie pojmują szarpiące nas wzruszenia jako występki, których ludzie dopuszczają się z własnej swojej winy; z tego powodu zazwyczaj ludzi wyśmiewają, opłakują, wydrwiwają lub (gdy chcą uchodzić za świętobliwych) przeklinają. W ten sposób więc zdaje im się, że postępują bogobojnie i wznoszą się na szczyt mądrości, gdy usiłują naturę ludzką, jakiej nigdzie niema, wychwalać na wszelkie sposoby, a tę, która jest rzeczywista, potępiać wszelkiemi słowami. Otóż nie biorą oni ludzi, jakiemi są, lecz jakiemi chcieliby ich mieć. Stąd powstało, że po największej części zamiast etyki pisano satyrę i nie utworzono nigdy polityki takiej, która mogłaby mieć zastosowanie praktyczne, lecz taką, która musi uchodzić za chimeryczną, lub która mogłaby być urzeczywistniona w Utopji, albo też w owym złotym wieku poetów, gdzie jest najmniej potrzebna. Powstało mniemanie, że z pośród wszystkich nauk stosowanych polityka najbardziej jest nauką taką, w której teorja odbiega od praktyki, to też nie uważa się nikogo za tak mało zdolnego do rządzenia państwem, jak teoretyków czyli filozofów.
§ 2. Tymczasem o politykach sądzi się przeciwnie, że więcej podchodzą ludzi, aniżeli o nich dbają i ma się ich raczej za przebiegłych, aniżeli za mądrych. Nic dziwnego,