Strona:Banasiowa (Konopnicka) 11.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nocnych kurów. Musiało na szare wrzeciono swoje wytargać z tej piersi wszystkie włókienka; musiało nić swoją rwać, plątać i znów rwać, i znów plątać, nie wygładzając węzłów, tylko śpiesząc, śpiesząc, śpiesząc...
Stała tak chwilkę, jakby w zadziwieniu, mrugając małemi, szaremi oczkami, poczem znów się ruszyła, do ławki podeszła i kosz, do połowy napełniony piernikami, o nią oparłszy, odetchnęła głęboko raz i drugi.
— Gorąco — przemówiłam, aby coś powiedzieć.
— A dał Pan Jezus, dał! — odrzekła, ocierając wyschłą ręką pot z bladej, jak opłatek, twarzy. — Przypadek taki naszedł, co strach!
— Siądziecie może trochę?
— I... co ta siadać, proszę łaski pani! Tak się aby zeprę. Starocie takiej to i sieść i wstać trudno. Zaraz cości w krzyżu trzeszczy...
— Ileż sobie lat liczycie?
— A cóż ja ta mam je liczyć, proszę łaski pani. Pan Jezus je ta beze mnie liczy... Zawszeć będzie tego z osiemdziesiąt chyba... osiemdziesiąt, abo i więcej. Tak z pamięci to trudno wszystko do kupy złożyć, ale że w naszej parafii ludzie wiedzą... papiery na to są...
— Toście nie tutejsi, matko?
— Cobym zaś, proszę łaski pani, tutejsza miała być? Z Wadowic jestem, z miasteczka. A jakże! Ino że teraz osada się tam zrobiła i insze porządki są. Ale zawsze mnie tam ludzie znają. Banasiowa, ta i Banasiowa, mały, duży o mnie wie, co i jak.