Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I.


Lasy się już skończyły. Poniżej ścieżki czepiały się jeszcze bystrych stoków świerki strzeliste, szeroko dołem rozgałęzione, chwytając w zawęźlenia palczastych korzeni głazy, sterczące z pośród przedziwnego górskich kwiatów ogrodu. Nad ścieżką — wyżej — już tylko trawy bujne i puszyste, woniejące zioła górskie na wapiennym podłożu, gęstwa badyli i liści szerokich, poranną rosą usrebrzonych, i kwiaty, jedyne na świecie kwiaty: o barwach, jak światło błyszczących, morze całe dzwonków polnych i gorczyczki, ogromne białe anemony, jaskier i złotogłów, mlecze purpurowe, — strzępiaste, duszące wonią górskie goździki i konwalja, która w dołach dawno już przekwitła... A na każdym głazie wynioślejszym, białą głową z rozszalałej powodzi barw sterczącym — ogrody całe czerwo-