Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wie onej, którą ja przecież niegdyś oczom ich pokazałem.
„A Ofelja widziała już teraz naprawdę, że moc moja karleje, że marnieją siły i łamie się duch i pragnęła zagrzać do dawnych zamysłów, do czynów — i pokazywała czasem ręką odległe wybrzeża Norwegji i mówiła o skrzydlatych zwycięskich łodziach, pełnych ciężaru zbroic na mocarnych ramionach, jak gdybym ja jeszcze naprawdę mógł je tam powieść i zwyciężać! — „Weź się do czynu!“ — mówiła — i miała słuszność, jeno że ja już do czynu nie byłem zdolny...
„Wreszcie posmutniała i zauważyłem, że poczyna mnie unikać. Sądziła widocznie, że to jej miłość mnie zabijać, a może przejrzawszy ostatecznie moją nicość, straciła nadzieję, abym ja, duma niegdyś całego królestwa, mógł mieć jeszcze jakąkolwiek wartość dla niej, córki mojego dworaka... A nawet z pewnością tak było, bo pamiętam, że raz, gdym ją zaszedł był w jakiejś pałacowej galerji i spytał z nienacka, dlaczego mnie unika, mówić naprzód jęła — w zamieszaniu — że nieszczęściem pono jest mojem i że się cofa dla mojego dobra, ale kocha mnie zawsze, i jeżeli ja ocknę się napowrót i stanę