Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dostatek wasz marny, o który drżycie każdego dnia i godziny, by go snadź nie utracić, — jeśli z was który choć pozór władzy osięgnął, to drży przed wyższymi, a gdy ci są zdaleka, to własnych sług się obawia, aby mu nie zajrzeli! Do miłości prawdziwej niezdolni, na wagę złota sobie piękne ciała kupujecie, które was nudą jeno darzą i przesytem! A cóż wam mówić o czynach wielkich, o ducha wzniesieniu, wam, którzy już duchów zgoła nie macie? Wyście, zaiste, żyć nie umiejąc, życie pokalali i niczego odeń spodziewać się nie macie prawa. Zwłaszcza, że ono to tylko daje, co człowiek sam wziąć sobie jest zdolny; ale wy do niczego zdolni nie jesteście, nędzarze, nędzarze, po trzykroć nędzarze! marni, bezsilni i głupi!
„Czyż nie widzicie, że i dla was jedno jest tylko jeszcze zbawienie? i jeden sposób poczucia się jeszcze na chwilę panami życia samowładnymi? Nie cofać wam się przed śmiercią, lecz modlić się do niej przystało, aby wam raczyła moc dać ostatnią i poślednią piękną zgonu odwagę! Jeśli już niemożliwe, abyście pięknie żyli, umiejcież przynajmniej pięknie umierać! — Oto jest morze przed wami; czy nie słyszycie, jak lubieżnie i słodko fale jego szeleszczą? W domach wa-