Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krasomówstwem, wołać począł wysoko, wysoko ponad głowy tłumu, ku gwiazdom gdzieś na stropie nieb właśnie błyskającym, jakby modlitwę jakąś świętą odmawiał:
„Błogosławione niech będzie Życie, iż dać nam może godzinę takiego zachwytu!
„Błogosławiony Człowiek, iż zdolny doznać go swą duszą!
„I Śmierć niech będzie błogosławiona, iż się staje szczytem jego i koroną!...“
Głuche milczenie zaległo pośród słuchaczy i choć mistrz przestał mówić, nikt się nie ruszył ani oczu nie spuścił z natchnionej jego postaci... On zaś, jakby zwolna z boskiego obłędu do przytomności wracając, powiódł okiem po rzeszy i mówił znowu dumny i pewny już władzy swojej nad tym ludem:
„Tak jest, o Aleksandryjczycy! ja życia chwalca niezmordowany, myśliwiec niestrudzony wszelkiej rozkoszy jego, śmierć tutaj wysławiam przed wami, ponieważ w chwili, kiedym poznał dobro prawdziwe, przestała mi ona być zmorą i postrachem, stając się owszem rozkoszy najwyższej koniecznem dopełnieniem!
„A to mówi mądrość moja, którą znalazłem: Człowiek umrzeć powinien w godzinie