Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przerwał mówca i pojrzał zaś po słuchaczach, pochlebstwem jego zadowolonych. Przytakiwano głowami, uśmiechano się z ulgą i czyniono szmer, gdy on zaczął znów mówić:
„Przybyłem do was zaledwie wczora, kiedy słońce się miało ku zachodowi, a dzisiaj, patrząc znów na czerwoną zorzę ponad falą, już stoję przed wami, aby wam dziękować. Spędziłem wśród was noc jedną i jeden dzień, — a nie wiem nawet, które z nich lepszem mam mienić! — tak słodka była noc owa i dzień tak rozkoszny! Wyście mnie prawdziwej mądrości nauczyli! Widziałem was przy uczcie wieczornej, na łożach wygodnych, w kwieciu róż i w szatach drogocennych, kiedy niewolnicy stawiali przed wami wybredne i wyszukane potrawy a inni zasię ogniste wina pachnące ze złotych stągwi w kryształowe czary nalewali! Widziałem was, jak pląsały przed wami tancerki o nagich biodrach, Kryprydy godnych zaiste; widziałem, jak słuchaliście śpiewu płomiennookich dziewcząt indyjskich alboli żydowskich i pobrzęku sprawnych lutnistów, z dalekich ziem sprowadzonych! Byłem w mieszkaniach waszych i patrzyłem na kolumny alabastrowe i sprzęty z marmuru, bronzu, lub zgoła ze złota szczerego, oglądałem bogate ma-