Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszelkie dowodzenia, jeśli taki żywy głos w duszy naszej z góry kłam im zadaje?
„Ale dlaczego dobre? i co w niem jest dobre, jeśli samo trwanie jego, zbyt kruche i nieuchwytne i zbyt nagle się kończące, dobrem nazwać się nie może?...“
Odetchnął nieco mistrz i powiódł okiem po swoich słuchaczach. Niecierpliwili się jedni, nie radzi zbyt mądrych słuchać wywodów, inni z zapartym oddechem słowa jego chwytali. Mówca przeliczył ich szybko i snadź dosyć ich znalazł, bo jął znowu mówić, swobodny jak dotąd:
„Oto powiadają niektórzy, a nawet najlepsi, iż dobra jest — cnota! Dzieckiem byłem-ci ja jeszcze, kiedy mi mówiono, że ona jedna cenna jest nadewszystko i niezniszczalna i życiu wagę dająca. Słuchałem tych słów i wierzyłem im, ponieważ ich nie rozumiałem. A kiedym, stawszy się młodzieńcem, tunikę już przewdziewał, słyszałem to z ust wielu mędrców i w wielu księgach pochwałę cnoty czytałem. Ale przewrotnym stał się z wiekiem umysł mój, o Aleksandryjczycy, bo oto pewnego dnia zapragnąłem wiedzieć, co to jest owa cnota? Pytałem nauczycieli, a oni odpowiadali mi, wymieniając cnót różnych rozliczne rodzaje, a gdym niezadowolo-