Strona:Baśń o szklanej górze.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   4   —

walczyła długo z biedą, wreszcie i na chleb czarny nieraz zabrakło.
Bo czyż ręka kobieca zastąpi dłoń silną mężczyzny; czyż z ziemi, niezaoranej jak dawniej, zdoła wyciągnąć skarby?
Pochylała się chatka ku ziemi; dach, dawno niekryty, zczerniał i świecił dziurami; kawałeczek ziemi nie wydawał już plonów, bo ulepszyć go nie było za co. Jednem słowem głód i nędza zapanowały w tej do niedawna zamożnej i szczęśliwej rodzinie.
Wśród skarg i tęsknoty matczynej rósł mały Jasio, nie znając prawie swego ojca, miał bowiem wtedy, gdy wojna wybuchła, lat parę zaledwie. Ale, chociaż go nie znał i nie pamiętał, tęsknił wciąż i czekał na niego.
Bolało go, choć tak małego, że mat-