Strona:Baśń o dobrej wróżce (1935).djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —

Słońce już zachodziło, zlatywały się kruki, usadawiając się w gniazdach, gdy wtem jeden z nich, stary i bardzo zmęczony, usiadł naprzeciwko dzieci i dziobał spadłe z ciastka okruchy.
— Braciszku — odezwała się Amelcia — ten kruk napewno głodny; dajmy mu po kawałeczku ciastka...
Florek zgodził się na to i podzielono się z krukiem, ale ptak był nienasycony — duży dziób swój wciąż ku nim otwierał i, podskakując, bił skrzydłami, jakby prosząc o kąsek ciasta. Oddały mu więc dzieci wszystko, same zaledwie cząstką zjadając z tego, co im wróżka ofiarowała. Nasycony, odezwał się wtedy ludzkim głosem:
— Dzięki wam za posiłek. Zjadłem wszystko, coście mieli, a za to powiem wam, co macie robić, aby odczarować swych ojców. Widzicie, drogie dzieci, że