Strona:Autobiografia w listach (Eliza Orzeszkowa) 027.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zmieścić się nie mogą, tam powstają cacka artystyczne, drobne i kruche. Mogą być piękne w swoim rodzaju, ale jest to rodzaj mały. Wybornie powiedział o tem Brunetière w jednem ze swoich studyów: „Si je comprends que l'on n'ait par d'idée, je ne comprends pas que l'on s'en fasse mérite; et bien moins encore que l'on se moque de ceux qui en ont.“ To z jednej strony; ale z drugiej, przewaga pierwiastku ideowego, refleksyjnego nad uczuciowym, dramatycznym, psuje dzieło sztuki, przez sposoby rozmaite, nad którymi tutaj zastanawiać się nie będę. W powieściach moich z pierwszych lat kilku panuje ta przewaga szkodliwa dla artyzmu, a główną przyczyną tego niedostatku było to, że znajdowałam się wówczas pod potężnym wpływem nieszczęść publicznych i że panującem we mnie pragnieniem było: służyć ojczyźnie. Na widok zguby, grożącej temu, co najwięcej kochałam, cierpień, rozlewających się morzem gorzkiem i wzburzonem po ziemi ojczystej i głowach braterskich, moja głowa zaroiła się myślami o noszeniu cegieł do upadającego gmachu, o wznoszeniu ratunkowych mostów dla tonących. Jednocześnie ogromne lektury napełniały mi umysł wszelkiego rodzaju ideami, w których urzeczywistnieniu wydawało mi się, że spoczywała moc naprawiająca, krzepiąca i ratunkowa. Wiec pomimo woli i wiedzy mojej te idee wysuwały się w pisaniu na plan pierwszy, dawały przewagę refleksyjności nad artyzmem, sprowadzały prace moje do poziomu tych, dość słusznie lekceważonych tworów, które Francuzi nazywają: romans à thèse. Było w tem zresztą wiele niezręczności młodej pisarki, braku wprawy i jeszcze — braku pomocy. Śmiało powiedzieć mogę, że w znaczeniu literackiem, jestem: fille des mes oeuvres. Nikt nigdy nie doradzał mi, nie wpływał na mnie, nie przychodził mi z jakąkolwiek pomocą umysłową. George Sand tworzyła wśród rozmów z najprzedniejszymi umysłami swego czasu, pod wpływem Sainte Beuve'a, Musseta, Flauberta, przy muzyce Szopena; George Elliota mistrzem, przyjacielem, powiernikiem był Herbert Spencer. Ja, córka „kraju krzyżów,“ młodość i wiek dojrzały spędziłam na wsi głuchej i w mieście prowincyonalnem, zalanem obczyzną, z którego zwycięzcy wygnali inteligencyę polską, odmawiając jej tu prawa do pracy i kawałka chleba. Długi szereg lat upłynął mi w ciasnych mieszkaniach i ciasnych kółkach ludzi najbliższych, bez szerokich przestrzeni, bez umysłowych przyjaźni i rozmów, bez żadnych wewnętrznych dźwigni i pomocy. Dwa razy tylko wyjeżdżałam zagranicę, lata upływały, w których niewidziałam żadnego dzieła sztuki i nie słyszałam nawet muzyki; kolegów moich po piórze, mieszkających w War-