Strona:Autobiografia w listach (Eliza Orzeszkowa) 016.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pracę umysłową i pracę pisarską. Wkrótce bowiem po przybyciu mojem do Milkowszczyzny i zanurzeniu się w morzu ciszy, samotnych rozmyślań, ciężkich smutków i łagodnych, długich melancholij, wydobyła mi się na wierzch duszy i życia druga z głównych cech mego dzieciństwa: obok miłości ojczyzny, miłość i ciekawość książek. Miałam ich wiele. Otworzyłam szafy, zawierające kilkojęzykową bibliotekę mego ojca, napisałam o katalogi i książki do księgarni Gebethnera i Wolffa, z którą od owego czasu (r. 1864—5) stosunki moje trwają nieustannie.
Czytałam... czytałam... czytałam... Dowiadując się z książek czytanych mnóstwa rzeczy, o których nie wiedziałam, usiłując je porządkować, zapamiętywać, słowem, ucząc się, doświadczałam rozkoszy głębokich i czystych, dziwnie spokojnych, jednak na wskroś przenikających, wśród których niczego już nie lękałam się i po niczem nie chciałam płakać, lecz owszem, wstępowałam w krainę wysoką, bezcielesnego, duchowego życia. Czego ja wówczas nie czytałam! Starych pisarzy polskich z 16 i 17 wieku, klasyków i encyklopedystów francuskich, Thiersa, Guizota, Buckle'a, Plutarcha, Tacyta, Naruszewicza, Szujskiego, także poezye, powieści, podróże, korespondencye wielkich ludzi, po polsku, po francusku, po niemiecku. Że mi się to wszystko nie obróciło w chaos nierozwikłany — to cud, który przecież stał się. Coraz jaśniejszym stawał mi się świat i jego dzieje, coraz szerszymi widnokręgi, na które patrzałam z ciekawością i niewypowiedzianym zachwytem dowiadywania się i dostrzegania.
Mały obrazek: zmrok jesiennego wieczoru napływa do nizkich pokojów, opuszczam ręce z książką na kotka-faworyta, który szarym kłębkiem leży mi na kolanach i mruczy. Za szklanemi drzwiami gałęzie lip bezlistne kołyszą się powoli, z za ich koronki pobłyskują białe ściany kaplicy. Cisza nieskazitelna; czasem od budynków gospodarskich doleci oddalony głos ludzki albo szczekanie psa, — potem, znowu nic, tylko miękki szmer kołyszących się gałęzi za oknami i monotonne mruczenie śpiącego kota.
Myślę o tem, co czytałam, później o ludziach, rzeczach, których mnóstwo przepłynęło przed memi oczyma i — znikło, znane te i znikłe twarze, postacie, wypadki, charaktery, rozmowy, zaczynają układać się w obrazy, w sceny, widzę tła z mieszkań lub krajobrazów, ruchy, gesty, grę rysów, słyszę głosy, pustka zmienia się w ścisk, cisza w gwar, — porywa mię chęć opowiadania, opisywania tego, co widzę i słyszę, zrywam się, zrzucam z kolan kotka, który biegnie za mną, zapalam na biórku (starem, wielkiem, ojcowskiem) światło i — piszę. Kot włazi na biórko i zaczy-