Strona:Autobiografia Salomona Majmona cz. 2.pdf/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ale — przerwał mi — wszakże nie nosisz brody i nie chodzisz do synagogi, a czy to nie przeczy religii?
— Bynajmniej — odpowiedziałem i wskazałem mu w talmudzie ustęp, z którego wynikało, że w okolicznościach, w których się znajdowałem, wszystko to jest dozwolone.
Poczęliśmy na ten temat szeroko dyskutować, przyczem każdy z nas obstawał przy swoje] słuszności. Ponieważ w ten sposób nie mógł nic ze mną wskórać, to odrzuciwszy dysputę, próbował na mnie mocy swego kazania. Ale gdy i monolog jego nie podziałał, popadł w święty zapał i jął głośno wykrzykiwać: Szoffer! Szoffer! (tak nazywa się róg, w który trąbić się zwykło w synagodze w święto noworoczne, nawołując do pokuty, przy czem pono szatan ma się okropnie bać tego trąbienia) — i wskazując na leżący tuż na stole Szoffer, zapytał mnie: czy ty wiesz, co to jest? Odrzekłem na to już całkiem zuchwale: „o, tak, to jest kozi róg!“ Ledwiem wyrzekł te słowa, rabin upadł na krzesło i jął zawodzić nad moją zatraconą duszą — a ja dałem mu się wyskarżyć, ile mu się żywnie podobało, oddaliwszy się.

W końcu drugiego roku przełożyłem sobie, że byłoby tak korzystnem dla mnie z uwagi na moje przyszłe postępy, jak przyzwoitem ze względu na mój stosunek do gimnazjum — gdybym się dał bliżej poznać panom profesorom. Poszedłem zatem do dyrektora Duscha, zapowiedziałem mu swój odjazd niezadługo i rzekłem, iż, pragnąc otrzymać odeń świadectwo, uważam za właściwe poddać się przedewszystkiem egzaminowi, o ile–m postąpił w naukach, aby moje świadectwo dało się sporządzić możliwie zgodnie z prawdą.
Polecił mi przetłomaczyć kilka ustępów z łaci-