Strona:Autobiografia Salomona Majmona cz. 2.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znajomości ze mną nie byli w stanie osiągnąć w pełni, postanowili dopiąć go choćby po części.
Donosili oni moim dobrym przyjaciołom o moich najdrobniejszych krokach i przygodnych zdaniach, naprzykład, iż Mendelsohna uważam za filozoficznego obłudnika, zaś wielu innych za „głowy bardzo nie gruntowne“, oraz rozpowiadali, że jakoby staram się szerzyć niebezpieczne filozoficzne systematy i oskarżali mnie, że oddaję się epikureizmowi (jakgdyby sami byli prawdziwymi stoikami); jęli wreszcie otwarcie okazywać mi swoją niechęć. To wszystko miało swoje skutki.

Nadomiar w tym samym czasie przyjaciele moi zauważyli, że w studjach moich nie trzymam się żadnego stałego planu, a idę poprostu za memi skłonnościami. Zrobili mi propozycję, abym studjował medycynę, ale nie dałem się do tego namówić.

Zauważyłem, że teorja medycyny zawiera w obrębie nauk pomocniczych wiele części, które każdy znać winien celem gruntownego poznania siebie samego, jako człowieka, oraz że do praktyki lekarskiej potrzebny jest osobliwy geniusz i zdolność sądu, które trafiają się rzadko. Zauważyłem jednak zarazem, że większość doktorów korzysta z nieświadomości ogółu, że według zaprowadzonego zwyczaju spędzają oni kilka lat na uniwersytecie, gdzie mają w prawdzie sposobność uczęszczać na wszystkie collegia, ale w istocie czynią to rzadko, że w końcu za pieniądze i dobre słowa wydostają dysertacje, sporządzone przez innych — a tym sposobem stają się nader łatwo medykami.

Miałem wielką skłonność do malarstwa. Ale od