Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rję!... Cóż pomyśli, gdy się dowie o wszystkiem?... Jakże ją znienawidzi!...
— «0 nie, Rozyno! — myślała nieszczęśliwa — nie umiałabyś wywołać na swe usta uśmiechu, który przyciąga i podbija; nie umiałabyś ustami dotknąć ust twego kochanka, nie miałabyś dość siły, ażeby łzy jego rozpaczne zcałować!... Marceli cię wypędzi!... O, lepiej stokroć uciekać, uciekać zaraz!... Oszczędzisz mu przynajmniej przykrości bezmiernej... Wspomnienie o nieobecnej będzie mu milszem, nieskończenie milszem od przeszłości kochanki, która tarzała się w błocie...»
Takie myśli przez głowę jej przebiegały, a pomimo to ruszyć się z miejsca nie mogła. Jakaś niepojęta siła wstrzymywała ją od stanowczego kroku... Przez otwarte okna ostatnie purpurowe promienie zachodzącego słońca zdawały się przesyłać jej ostatnie pożegnanie... Chłodny wietrzyk wieczorny przecisnął się aż do niej i muskał jej ciało, a kościół w Sasseville żegnał ją po raz ostatni dźwiękami sygnaturki, wzywającej wiernych do modlitwy wieczornej... Boże! ileż szczęścia ma opuścić, ile radości porzucić, uciekając z tej ziemi, którą uświęciła miłość!...
Marino tymczasem rozciągnął się wygodnie na fotelu i palił cygaro. Teraz nie czuł się w obowiązku najmniejszej zwracać uwagi na piękną księżnę de Carpegna.
Disgraziati noi! — mówił jakby do siebie... Z kobietami nic obrachować nie można! Żadnego ładu niema w ich postępowaniu. Oto jedna z nich: ojciec jej był bohaterem, zginął jak męczennik. Krew Scipiona Savellego woła o pomstę... Napróżno! Rodzona córka uszy zatyka: bardziej jej się podobają awanturki miłosne!... I z kimże to, moja piękna?... Z synem mordercy!...
Rozyna nagle wstała i wyprostowała się dumnie.
— Któż mnie pogrążył w tę ohydną kałużę?... Wy, nędznicy, wy, podli! — zawołała... Któż to rozkazał mi,