Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ślibyś kiedykolwiek doznał jego goryczy, spójrz na nią... a, gdybyś nawet był przekonany, że mnie już nie kochasz, ona ci powie, żebyś mnie kochał do śmierci.
Rozyna uśmiechała się. Jedną część pięknych kwiatków zasunęła za stanik, drugą do ust podniosła, gorący na dzikich różyczkach złożyła pocałunek i podała je Marcelemu. Ale zachwycony wice-hrabia Besnard oburącz ujął śliczną głowę kobiety, przyciągnął ją ku sobie i na różowych ustach składał pocałunki swych pałających warg... Długo tak stali w zachwyceniu... Ekstatyczna miłość unieruchomiła ich zupełnie.
Nagle pani de Carpegna z krzykiem przerażenia wyrwała się z objęć kochanka: zdala ujrzała służącego, który szybkim krokiem ku nim się zbliżał.
— Co to jest? — zapytał wice-hrabia niecierpliwie.
— Jakiś cudzoziemiec, panie hrabio — pragnie widzieć natychmiast księżnę-panią — odpowiedział sługa, zatrzymując się w pewnem oddaleniu.
Przy tych słowach podał Rozynie bilet, który pani de Carpegna natychmiast wzięła i zbliżyła do oczów. Po przeczytaniu nazwiska nieznanego gościa, piękna księżna nagle zmieniła wyraz twarzy. Widocznie była zakłopotaną.
— Dobrze! — odpowiedziała po chwili. Zaraz przyjdę...
— Któż to przybywa cię nudzić? — zapytał Marceli... Daj mi bilet!
Rozyna tymczasem bilet podarła na drobne kawałki.
— Włoch pewien... daleki krewny mej rodziny — odpowiedziała. Muszę go przyjąć...
— Zgoda!... Idę z tobą...
— Nie, nie!... — zawołała Rozyna — proszę cię, zostań... To Traventi!... Wiesz, Alessandro Traventi, jeden z sekundantów księcia w Vaucresson... Sądzę, że nic ci na tem nie zależy, ażeby go widzieć... Postaram się skrócić jego wizytę!...