Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ah, Boże! Ileż to kłopotów! — przerwała tę urzędową przemowę piękna Rozyna... Dlaczegóżby jeszcze nie użyć trucizny Julji, ażeby połączyć mnie z Romeo?... A więc — nie, stanowczo nie! Nie chcę tych awantur... Wolę czekać.
Ten ostatni wyraz «czekać» wymówiła tonem tak żywej nienawiści, że syn hrabiego Besnarda zbladł nagle pod wpływem jego brzmienia.
— Namyślę się jeszcze — rzekł po chwili do notarjusza. Wkrótce dam panu stanowczą odpowiedź. Bądź pan łaskaw za parę dni pofatygować się do mnie.
Poważny i w sprawach służbowych drobnostkowy Verincourt, złożył list, który w jego oczach był aktem urzędowym, włożył go do właściwej koperty, kopertę do odpowiedniej obwoluty, którą starannie umieścił w tece na dawnem jej miejscu, a tekę ostrożnie wziął pod pachę, i wstawszy z miejsca, dwoma ukłonami pożegnał swego klienta i Rozynę. Wkrótce czarna sylwetka małego człowieka znikła na zakręcie alei.
Kochankowie zostali sami.
— Cóż za głupstwo, Marceli! — zawołała gwałtownie księżna de Carpegna... Na co to małżeństwo?
— Trzeba, trzeba koniecznie, ażebyśmy się najformalniej pobrali! Położenie nasze, tak jak teraz, jest dziwne... Razimy oczy! — Oh!... małomieszczanie!... Te skrupuliki dusz pobożnych!... Czy po ślubie więcej mnie będziesz kochać?
— O! nie, z pewnością... Ale będę miał prawo zawsze i wszędzie posiadać cię przy sobie otwarcie!...
— Zawsze? — odrzuciła pytaniem na zapewnienie Marcelego księżna de Carpegna, przeobrażając się z szyderczej nieco i sztucznie wesołej, na poważną już, nie kochankę tylko, ale nazawsze oddaną kobietę.
— Zawsze?... A więc, słuchaj! Znam związek sto kroć mocniejszy od małżeństwa, nierozerwalny: śmierć!...