Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, to prawda!... — szeptała — to tak jest... tak samo!
Biedne stworzenie zamknęło książkę i zamyśliło się.
— O, mój Boże! — wymówiła nareszcie błagalnym głosem, składając ręce do modlitwy... Boże!... litości!...
Po chwili znów wzięła książkę do ręki, przerzuciła kilka kartek i zaczęła czytać:
«Żona, dzieci, mój bracie, wypełniłyby dni twoje... A jakaż kobieta nie zechciałaby poświęcić się dla twego szczęścia!... Gorąca dusza, szlachetność i odwaga, jakie umysł twój cechują, to dumne i łagodne zarazem spojrzenie — wszystko to zapewniłoby ci jej wierność.
«Ah! z jakąż rozkoszą uścisnęłaby ciebie w swych objęciach, z jakąż radością nosiłaby cię w swem sercu! Każde jej spojrzenie, każda jej myśl dążyłyby do ciebie, z ciebie brałyby początek i ciebie tylko miałyby na celu! Byłaby twoją miłością, naiwna wobec ciebie, byłaby ci siostrą...»
— Siostrą!... O, nie! — zawołała gniewnie. Nie!... Wolę go, jakim jest!... Libertyn raczej, ubiegający się o względy do wszystkich kobiet, aniżeli niewolnik jednej... jednej, którąbym nie była ja!
Oczy Marji-Anny spoczęły na lustrze, w którem odbijał się jej obraz... Tak, to ona — to jej ta twarz blada, ta odpychająca brzydota, ten nos zakrótki, usta zbyt szerokie, wargi zagrube... Ujrzała się, i śmiech szyderczy wyrwał się z jej piersi, a brzydota jej stała się wówczas potworną...
— Siostra «Renégo» była przynajmniej piękną i można ją było kochać!... Ale ja?... Oh, ja!... Krew renegata, świętokradcy, wnuczka księdza i komedjantki!
Lekkie uderzenie do drzwi zwróciło uwagę Marji-Anny. Rzuciła książkę pod fotel i pobiegła drzwi otworzyć.
— Prędko, panienko, prędko! — wołała służąca hrabiego Besnarda... Ojciec pani nagle zachorował.