Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nister czekał na odpowiedź... Dwaj obcy dotąd sobie ludzie po raz pierwszy śmiało spojrzeli sobie w oczy: Besnard i minister nie mogli mówić... Blade ich twarze zdradzały najwyższy niepokój, obawę może, a może nienawiść. Czas upływał: za chwilę zegar miał wskazać dwunastą godzinę, a o pierwszej w Tuileryjskim pałacu wyznaczono zgromadzenie!
— Ah, widzę, że pan nie chcesz zrozumieć! — odezwał się nareszcie pan minister bardzo szorstko... Byłem zawsze bardzo dobrego zdania o pańskiej inteligencji, a słyszałem, żeś pan odważny!... Trzeba zniknąć!
Wice-hrabia Besnard pod wrażeniem tej obelgi drgnął, a po chwili, zbliżając się do pana ministra, tuż nad jego głową w odpowiedzi rzucił mu te słowa:
— A więc pan żądasz, ażebym się zabił?!...
Jego ekscelenja zachował najzupełniejszą zimną krew:
— Oh, jestto bardzo uroczysty wyraz! — odpowiedział jego ekscelencja głosem powolnym. Jednak, to zależy od pańskiego uznania... Ja powiedziałem poprostu: zniknąć.
— Zniknąć?! — powtórzył Besnard i gorzko się uśmiechnął. Niechże więc będzie mniej uroczysty wyraz! Zrozumiałem...
Wice-hrabia Besnard odsunął się nieco od biurka pana ministra, skrzyżował ręce na piersiach i zapytał:
— A pani de Carpegna gdzie się znajduje?
— Ta kobieta opuściła Francję.
Besnard roześmiał się głośno.
— Miłosierdzie i łagodność cesarza!... Bozumiem!... I to jeszcze zrozumiałem!... Dobrze!... Teraz syn bardzo wysokiego dostojnika gotów jest umrzeć!
W tej samej chwili zegar na kominku zgrzytnął, poczem wydzwonił dwunastą godzinę. Pan minister wskazał ręką na zegar:
— Zniknięcie bardzo spokojne, wszak prawda?... A głównie, żeby się obejść mogło bez scen familijnych: