Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dnie upływały za dniami, jutro było takie samo jak dzień wczorajszy: ani cienia wesołości, ani jednej chwili zupełnego szczęścia, a choćby tylko zapomnienia.
Młody Besnard zmienił się do niepoznania: ten dawny młodzieniec cieszący się powodzeniem, hołdownik mody i jeden z jej prawodawców, znikł w nim zupełnie; zastąpił go inny człowiek: milczący, poważny, dziki prawie. Nikt go już nie spotkał na wesołych kolacjach w słynnych zakładach gastronomicznych, nikt go nie widział za kulisami teatrów, tych siedlisk cnót łatwo ulegających nietylko pokusie, ale poprostu zwykłej brzęczącej propozycji; nikt nie mógł się pochwalić, ażeby w klubach współzawodniczył z nim wobec damy treflowej. Cóż zrobił ze sobą, jakże się przeobraził ten wice-hrabia Besnard, słynny tancerz, zawołany salonowiec, o którego gotowe były boje staczać matki, posiadające córki na wydaniu? Oddalony od świata, nie mający żadnych z nim stosunków na jedynem wówczas znanem polu zabawy, młody Besnard poprostu zapomniał o świecie i ludziach, nawet o przyjętych w tym świecie zwyczajach. Pozostawał głuchym na wszelkie zaproszenia i starał się uchylić nawet od zwyczajnych obowiązków grzeczności światowej. Nie raczył nawet pojechać do pałacu Tuileryjskiego w dniu, w którym cesarzowa przyjmowała wybranych — a on do nich należał — pod nazwą «poniedziałków cesarzowej»: było to zgwałcenie, i to dość poważne, etykiety, którą szanować było obowiązkiem każdego dobrze wychowanego urzędnika. Ojciec, stanem syna zaniepokojony i smutne ztąd wyprowadzający wnioski, zwracał się czasem do niego z wymówką, ale żadnej nie otrzymywał odpowiedzi. Syn za całe tłómaczenie wzruszał ramionami i milczał.
Natomiast pracował zawzięcie. Z jednej ostateczności wpadł w drugą. Dzięki wstawiennictwu ojca, długa jego nieobecność w radzie stanu została zapomnianą.