Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ran nieuleczalnych goić nie mogą, przynajmniej każą na chwilę milknąć cierpieniom: na czele stał mistrz nad mistrzami, Chateaubriand, pierwszy badacz bolesnych przepaści duszy współczesnej, nieporównany artysta, bez którego dzieła dzisiejsza Francja nie posiadałaby wcale książek; inny dalej — Victor Hugo, którego genjusz twórczy różnił się wielce od stojącego tuż obok niego Alfreda de Vigny; dalej Alfred Musset, który umie samą boleść doprowadzić do rozpaczy, i Lamartine, umiejący ją uśmierzać, a dalej kilku najnowszych poetów, a więc Banville, który umie czasami zakląć łzę w perłach uśmiechniętego wiersza, i Lecomte de Lisie, świetny, równy największym, wyrzucający bogom ich nieudolność...
Do nich Besnard wyciągał rękę, a trafem dziwnym ręka ta spoczęła na cudzoziemcu, na włochu: na Alighierim... Książka Dantego sama się otworzyła. Besnard rzucił okiem i na te trafił wyrazy:
«Miłość, która szybko ogarnia szlachetne serca... Miłość, która nie pozwala żywić w sercu obojętności żadnej kochanej istocie... Miłość, która do tej samej prowadzi śmierci»...
Besnard nie mógł czytać dalej. Zamknął książkę i rzucił ją na stół.
Zanadto dobrze znał on te tercety, przekleństwem tchnące! Ileż to razy, uczuwając na swej twarzy miłe dotknięcie rozpuszczonych włosów ukochanej, w jej uścisku lubym, z najdroższym ciężarem głowy jej na swem ramieniu, czytał te wiersze — czytał z «Nią»!... Ona — tamta!... Młody człowiek biegał prawie po pokoju...
Tak, tak... «tamta»!... Nie myślał już przecie o niej, nie chciał o niej myśleć!... Był to obraz, starty już z jego pamięci... widmo, które się już w świetle dnia rozproszyło... popiół nazawsze zgaszony!... «Ona»!
Śmiech szyderczy, ostry, przykry nad wyraz, rozległ się w pokoju.