Strona:Artur Oppman - Pieśni o sławie.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jaśnie Wielmożny Panie Pułkowniku!
Iżeś był zawdy, jak ojciec żołnierzy,
Tedy niech, pełne serdecznego krzyku,
Z za mórz do ciebie to pisanie bieży!
Nie wypowiedzieć w człowieczym języku,
Ani litermi wydać, jak należy,
Onych utrapień, łez i niepokoi,
Jakie tu cierpim — podkomendni twoi!

Dziewięć lat mija, gdy w niewolę wziętych,
Do tej nas twierdzy przywieźli Anglicy —
I w kazamatach dzierżyli zamkniętych,
Jako zaś bydło lokują rzeźnicy!
Czerwonych jeszcze z ran nieobeschniętych
Promyczek słonka nie doszedł w ciemnicy;
A ten, co skonał — w inszych zazdrość budził,
Że głos ceklarza już go nie obudził!