Strona:Artur Oppman - Pieśni o sławie.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I słucha skrzypek pani Maciejowa,
Trzęsąc nad kramem starą, siwą głową.
I pan Bartłomiej dośpiewuje słowa,
Z czapką na uchu i z miną marsową,
Doktor Barnaba goni młodość, płowa
Wiślana fala wtóruje echowo
Dźwiękom, a flisak w marzeń wniebowzięciu
Duma o wiośnie i o pięknym księciu...

Aktor z Onufrem, szewcem z prapradziada,
Przy jednym stole gwarzą uroczyście;
Nad kominami stoi pełnia blada
I stroi dachy w srebrnych blasków kiście,
Stara piosenka, jakby macierz gada,
Lecą marzenia, jak złociste liście,
A z kąta zerka stary Żyd rozszlochan,
To Berek Jawor, z nim płacze pan Johan.

Tak mi się wszyscy zjawiliście, oku
I sercu memu najmilsi i blizcy,
W melancholijnym przypomnień potoku,
Uczuciem wielcy, pychą życia nizcy,
Jak gwiazdy w smutnym dni męczących mroku
Świecicie... Pójdźcie! pójdźcie wszyscy! wszyscy!
A ty najpierwszy z pamiątek kolorem,
Grajku przedziwny, co mi byłeś wzorem.