Strona:Artur Oppman - Pieśni o sławie.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na jednym, drugim rozsiadł się fotelu
Gość w zblakłym fraku, w pożółkłym żabocie
I uśmiechnięci w skrawym ognia złocie
Uśmiechem do mnie mówią: «Przyjacielu!..»

Snuj się, o baśni!... Czemże jest śmierć sama,
Kiedy ją można zmódz zaklęciem ducha!
Nieprzenikniona otwiera się brama,
Świat ziemski świata zaziemskiego słucha;
Wiatr w szyby dzwoni... pomału, pomału
Spadają z oczu niewidzialne pęta:
Budzi się w baszcie królewna zaklęta
I rozwalony wskrzesa gmach z kryształu.

Snuj się, o baśni!... Nocy tajemnica
Osłania szepty zagrobowej rzeszy, —
Do swoich dawnych wrócili pieleszy
I tak radosne, jasne mają lica;
Chwila za chwilą w głąb wieków ucieka
Przy tej rozmowy z serca w serce wtórze, —
I każdy kamień, każda cegła w murze
Czują, jak żywa, tęskna pierś człowieka...