Strona:Artur Oppman - Baśń.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


Wieść niesie, że hen u stóp zamku Trockiego w błękitnych falach rozległych jezior dzieją się dziwy. Dziwy niedostępne wszystkim, zasnute mgłą tajemnicy i pewnej grozy. Wieczorem, lub nocką, gdy srebrzysta gama księżycowych promieni rozprzędzie się na połyskliwe fale, a cichość bezmierna spowije obszar wód rozpoczyna się ów „dziw“.
Liście drzew poczynają drgać, szumieć, zawodzić jakąś tryumfalną pieśń. Do wtóru pluskocą fale, bijąc rytmicznie w stare mury Trockiego zamku.
W sali, zwanej ongiś tronową, na podwyższeniu królowa czy kniahini siedzi. Postać w zbroję zakuta, a lica srebrzystą przyłbicą zasłonięte. Przy niej świta połyskliwa od stalowych zbroi i ciężkich mieczy, osadzonych w pochwach nabijanych drogimi kamieniami i złotem. Zdala huf pędzi.....
Na rosłych koniach, pokrytych srebrną blachą — rycerze. Zakuci od stóp do głów w stalowe pancerze. Dźwięczą kopyta, krzesząc iskry złote. Królowa podnosi w marmur spowite czoło. Jasne źrenice patrzą na huf, w ręku wieniec z lauru.
Wy skąd?
Z pod Wiednia pani.
Wiary i krzyża prawica nasza broniła. Przy nas zwycięstwo za nami pola krwią wrogów zroszone.
Jedzcie dalej.
Schyliły się kopje do tronu, pochyliły sztandary i pognał huf, nie grają mu tryumfu fanfary.
Znów kurzawa.
Dźwięczy ułańska trąbka, miga purpurą oblana horągiewka.
Kto wy?
My z pod Sammo—Sierry. Na barkach naszych chorągwie zdobyte u nóg lśniące Hiszpan działa się