Strona:Artur Gruszecki - Nowy obywatel.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

giem, nu, ja już resztę sam zrobię. Zrozumiałeś? co?
— Ileż pan dobrodziej myśli dać?
— To się pokaże.
Jadąc przez wieś, spostrzegli zatrzymujący się przed karczmą, starą, pochyłą, pobitą gontami zielonymi od mchu, z oknami małemi i brudnemi, wózek zaprzężony w lichą dereszowatą szkapę, na którym prócz furmana siedziało trzech żydów. Ci, zobaczywszy dwóch panów jadących, zaszwargotali między sobą, i jak na komendę zdjęli kapelusze z pokorną miną.
— Jadą do dworu po pieniądze — uśmiechnął się pośrednik.
— To lepiej dla mnie — dorzucił pan Szyszkowski, mierząc