Strona:Artur Gruszecki - Nowy obywatel.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Szkoda lasu!... Te krzaki nic nie warte, nawet opału nie będzie.
— Ale polowanie w sam raz! — zawołał wesoło pan Szyszkowski — z całego powiatu zające dają tu sobie rendez-vous.
— Taki bogacz, jak pan, może sobie drwić z braku lasu, ale szlachcic kląłby na czem świat stoi.
Z przed nóg porwała się para kuropatw i uleciała zgłośnem trzepotaniem.
— Ot polowanie, co się zowie: i zając, i kuropatwa, a może i sarna się trafi! Pułkownika, samego jenerała, można prosić bez wstydu i hańby.
— Ale las?... a lasu niema...
— Panie Ziębowski, czy ty będziesz tu siedział? co?... Nu, był