Strona:Artur Gruszecki - Nowy obywatel.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie dziwo... toż słabość u ciebie za pasem... — śmiał się.
— Otóż radabym poznać twych przyjaciół, poproś... Może polowanie jakie?
Zaśmiał się.
— Ot, wylazła i baba z ciebie, Zosiu... Toż w marcu niema polowania, to czas weselny u zwierzyny, nie godzi się przeszkadzać...
— Nie wiedziałam...
— Ja się nie dziwię, bo i ja nie wiem, kiedy zmienić kurę na pulardę, a koguta na kapłona...
— Ty zawsze z dowcipami niewczesnymi — mówiła z udanem niezadowoleniem.
— Ja tylko szczery...