Strona:Artur Gruszecki - Nowy obywatel.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak ja poczekam... A kwiaty pani żyją? kwitną? co?
— Pokaż panu kwiaty, Zosiu; zaraz wrócę do was.
Zeszli z werendy do ogródka kwiatowego.
W promieniach popołudniowego słońca wychylały się śród zieleni bratki aksamitne, plamiste, kolorowe; schylały główki stokrotki; narkotyczną wonią otaczały się dumne narcyzy, niepozorne rezedy, schylone werbeny.
Ze ścieżki słonecznej weszli w cień rozłożystej lipy.
— Co pani robi po całych dniach?
— Pomagam mamie w rachunkach, czytam, grywam, doglądam kwiatów...
— I to wystarcza pani?