Strona:Artur Gruszecki - Nowy obywatel.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

matki, no a matka nie narazi córki na sądy i procesy.
— Ileż pan da?
— Ot, mam przy sobie pięć tysięcy, to i dam.
— Za mało...
— Czy ja zając? Ucieknę, czy co? Wezmę z banku i za jeden tydzień przywiozę resztę; dam piętnaście tysięcy, toż dosyć.
— Hm... niech będzie.
— A cóżby nie miało być?... toż ja daję dobre warunki, ale panna Zofia da własnoręczną rozpiskę.
— Dam.
— Tak i koniec.
— Pan Szyszkowski dobrodziej — uśmiechnął się pośrednik — będzie mógł nawet taniej kupić...
Spojrzano ciekawie.