Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

raz z trudnością mi przyszło zachować powagę, gdyż, — zamiast im się ukłonić lekkiem pochyleniem głowy, jak jest we zwyczaju w Szkocyi,— zgiął nagle grzbiet swój, niby pstrąg, chcący dać przyzwoitego susa, jedną nogę wysunął naprzód misternem śliźnięciem i położył rękę na sercu z wielce pocieszną miną.
Poczciwa matka staruszka szeroko otworzyła oczy, sądząc zapewne, że z niej szydzi, Edie jednakże była zachwycona.
I zaraz, z taką swobodą, jakby to dla niej stanowiło codzienną zabawkę, ujęła z wdziękiem sukni i zgrabnie oddała ukłon, ukłon tak glęboki, iż przez chwilę zdawało mi się, że straci równowagę i jak niepyszna usiądzie na środku kuchni.
Ale gdzieżtam, wyprostowała się zwinnie i lekko, — niczem odskakująca, a mocno przedtem przygięta sprężyna!
Zasiedliśmy do stołu i z apetytem spożywali słone placuszki, zalane mlekiem i rozgotowanem mięsem.
Ten człowiek w zadziwiający sposób umiał mówić z kobietami!
Gdybym ja, lub Jim Horscroft postąpił podobnie, z pewnością obdarzonoby nas nazwą głupców, a wszystkie dziewczęta szkockie naśmiałyby się do syta, — tymczasem owo ułożenie tak przystawało do rodzaju tej dziwnej twarzy i dopełniało wykwintu języka, że nietylko nic a nic nie raziło, ale zdawało się poprostu naturalnem i koniecznem.