Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nicę Karnego Szlaku, zdobywając handel skórami znów dla naszego narodu. Więc, to ty... ty...
Wiedziałem, jak tkliwe uczucia żywił zawsze ojciec dla mojej matki nieboszczki, więc nie śmiałem naruszać jego wspomnień. On jednak sam z ust mi wyjął słowa, mówiąc:
— Tak, było to wtedy, gdy pokochałem twoją matkę. Ona... ona nie była, jakbyś mógł się spodziewać, związana żadnemi węzłami z tak wielkim szubrawcem. Bądź co bądź była jego siostrzenicą... to rzecz pewna, Robercie. Była z domu Kerr z Ferrieside; jej matka była siostrą Murraya. Kerr i Murray wyruszyli razem w roku 1715-ym; Kerr poległ pod Sheriffmuir. Wdowa umarła niedługo po nim, a Murray zabrał do siebie biedną, bezdomną Marjory. Opiekował się nią dobrze — niema co przeczyć; ale swoją drogą zamierzał uczynić ją narzędziem swych późniejszych zamysłów. Patrzył zawsze chłodno w przyszłość, nie myśląc o niczem jak tylko o własnem powodzeniu, a jeżelibym ja... ale niema co się nad tem rozwodzić. Wiadomo ci, Robercie, jak Corlaer i Seneka, wódz Tawannearów — ten, który dziś jest dozorcą zachodniej bramy Długiego Domu — i ja potrafiliśmy skruszyć tę ogromną siłę, jaką Murray obwarował granicę. Rozbiliśmy go tak srodze, podkopując jednocześnie jego znaczenie, iż był zmuszony uciekać z prowincji, a nawet jego przyjaciele, Francuzi, nie chcieli mieć z nim nic wspólnego — przynajmniej otwarcie. Zawsze skłaniała się do mniemania, że on i nadal służył z cała swoboda ich sprawie, gdyż jest do głębi duszy zagorzałym. Jakobitą — i to szczerze... mimo tak dziwnych, zagmatranych sposobów. Tak, jest w nim coś, Robercie, czego nie można łatwo zrozumieć. On sam wierzy bez wahania, że wszystko, co czyni, zmierza do wzniosłych celów politycznych.
— Ależ to korsarz! — wykrzyknąłem.
— O, to niema wagi w jego oczach!
— Nic mu to — potwierdził Piotr. — On był już korsaszem na lacie.
— Tylko szaleniec może sobie uroić, iż służy państwu, będąc korsarzem! — sarknąłem.
— Mówisz nazbyt ostro — skarcił mnie ojciec. — Żyją dziś jeszcze ludzie, którzy pamiętają, jak to Mor-

15