Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ten „grubas wytrącił mu nóż z ręki i byłby go niechybnie powiesił, gdybym się nie wdał w tę sprawę.
W oczach Flinta zaświeciło coś jakby uznanie i szacunek.
— Nie jest to jeno faska masła, jeżeli pokonał Billa — zgodził się kapitan Konia morskiego. — Atoli niech mnie djabli wezmą, jeżeli potrafię odgadnąć, czemu waszmość wziąłeś sobie na okręt takiego szczeniaka.
— Hola, hola, kapitanie, — obruszył się Murray — Szczeniaka! Opamiętaj się asan! Chłopiec jest moim spadkobiercą!
— Weźmie-ć on w spadku chyba powróz, na którym was powieszą — odparł Flint. — Ale przyznam się, żem pobłądził, winiąc aspana, iż z całej tej wyprawy zdobył sobie tylko dwóch ludzi. Zapomniałem o tym rudowłosym skrzacie, którego Jan Silver zabrał z sobą na pokład. Jest pierwsza zapowiedź szczęścia, jakie nas czeka! Nigdybym nie wypuścił z rąk owego stateczku filadelfijskiego, gdyby ten chłopak znajdował się podówczas na moim okręcie!
— Zdaje mi się, że podsłuchałem urywek aścinej rozmowy z Marcinem na ten temat, — zauważył mój dziadek ozięble. — On wypełniał mój rozkaz, hamując waćpana, natomiast waćpan złamałeś naszą umowę, zamierzając puszczać się w pościg.
— A czemużbym nie miał ścigać? — huknął Flint. — Była to — — głupia umowa, jeżeli waszmość znów z nią na plac wyjeżdżasz! Było to — — — —, istna — — głupota! Nazwijcie mnie skończonym durniem, jeżeli było rzeczą rozsądną wypuścić z rąk tak tłusty kąsek. Tak też powiedziałem Marcinowi. Niechno on tylko wstąpi na mój okręt, a obwieszę go jak psa!
Dziadek z wielką wytwornością zażył tabaki i uderzył w srebrny dzwonek, stojący przed nim.
— Gunn coś marudzi z napitkiem. Proszę mi wybaczyć, kapitanie, że byłeś zmuszony gwarzyć ze mną na sucho. Ale wracając do Marcina i zdobyczy okrętowej waćpan krzywdzisz tego poczciwego człeka; jak już powiedziałem, on nie uczynił nic innego, tylko spełniał moje rozkazy, i aczkolwiek waszeci trudno zrozumieć powody, dla

101