Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Miss Morston także. Chciały się dowiedzieć, co słychać nowego.
— Na pańskiem miejscu zachowałbym dyskretne milczenie. Z kobietami, najlepszemi nawet, trzeba być zawsze ostrożnym.
— Powrócę za godzinę, może za dwie — odparłem, udając, że tego bluźnierstwa nie słyszę.
— Szczęśliwej drogi! — zawołał — Ale prawda, skoro pan będzie przechodził tamtędy, mógłbyś też oddać poczciwego Toby jego panu. Ten kundel już nam niepotrzebny.
Wziąłem psa ze sobą i odprowadziłem go do właściciela.
W Camberwell zastałem miss Morston zmęczoną jeszcze po przygodach zeszłej nocy, ale żądną wiadomości, również jak i pani Forrester. Opowiedziałem im wszystko, cośmy wykryli, oszczędzając im jednak szczegółów zbrodni, które mogły razić uszy niewieście.
— To istny romans! — zawołała pani Forrester. — Niczego w nim nie braknie. Jest i skrzywdzona kobieta i skarb milionowy i Murzyn ludożerca i rozbójnik o drewnianej nodze.
— Nie zapominajmy także o dwóch błędnych rycerzach — dodała miss Morston z wdzięcznem spojrzeniem.
— Czy wiesz, Mary, że twoje przyszłe losy zależne będą od obrotu wypadków — nadmieniła pani Forrester. — Nie pojmuję doprawdy twojej obojętności w tej sprawie. Pomyśl, jak to przyjemnie być milionerką. Patrząc na ciebie, możnaby przypuścić, że to cię wcale nie obchodzi.
Byłem ucieszony, widząc, jak małą wagę miss Morston przywiązuje do fortuny.
— Najważniejszą obecnie sprawą — rzekła — jest uwolnienie p. Tadeusza Sholto. Postąpił tak szlachetnie i bezinteresownie, że jego przedewszystkiem powinniśmy mieć na względzie. Trzeba obalić ciążący na nim zarzut.
Było już późno, gdym opuścił Camberwell; do domu wróciłem o zmroku.
W salonie na krześle leżała książka i fajka mojego przy-