Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zawierającą z pół tuzina czarnych kolców, śpiczastych na jednym końcu, zaokrąglonych na drugim; takim samym kolcem Bartłomiej Sholto został na tamten świat wyprawiony.
— To piekielne narzędzie — rzekł Sherlock Holmes. — Strzeż się pan, abyś się nie zakłół. Ale rad jestem wielce, żem je znalazł, bo zapewne nasz ptaszek nie posiada więcej i nas nie zatruje. Wolałbym dostać kulą w łeb, niż umrzeć, jak Bartłomiej Sholto... Czy możesz pan jeszcze zrobić z dziesięć kilometrów? — spytał mnie nagle mój towarzysz.
— Mogę śmiało — odparłem.
— Czy to nie za wiele na pańską chorą nogę?
— Bynajmniej.
— A więc do dzieła. Powąchaj dobrze, Toby.
Podsunął mu pod sam nos chustkę nasiąkłą smołą. Pies wchłaniał zapach, jak znawca, wąchający przednie wino.
Wreszcie Holmes odrzucił chustkę, uczepił sznurek do obroży i zaprowadził psa pod beczkę. Toby zaszczekał przeraźliwie, potem z nosem przy ziemi i zadartym ogonem puścił się co tchu, szarpiąc sznurek. Trudno było za nim podążyć.
Widnokrąg zaczynał się rozjaśniać na wschodzie, mogliśmy już dojrzeć otaczające nas przedmioty. Szliśmy przez park, przeskakując przez liczne jamy i bruzdy. Dobiegłszy do muru, okalającego posesyę, Toby zaczął pędzić obok niego, wreszcie zatrzymał się na załamie muru pod klonem. W miejscu tem wyjęto kilka cegieł, a w szczerbach widać było ślady, świadczące, że posługiwano się temi szczerbami, jak drabiną. Holmes wstąpił na nią; podałem mu psa; wziął go na ręce i przeniósł na drugą stronę muru.
Nie dzieliłem wcale jego zaufania w Tobym. Lecz nauczyłem się niebawem cenić zdolności wyżła. Biegł przed nami, wciąż węsząc.
— Nie sądź pan — rzekł Holmes — że korzystam ze szczęśliwego trafu, który sprawił, że jeden z przestępców stąpił niechcący w smołę. Wysnułem ja kilka wniosków; każdy mógłby