na zabawy, bawiła się namiętnie, szalenie, bez względu niestety! na okropne położenie ojczyzny. Dzień po dniu urządzano bale lub zabawy na salonach lwowskich, przez całe zapusty co dzień był bal publiczny w „kasynie Hechta”, czyli inaczej w kamienicy wprost ogrodu miejskiego, [1] którą obecnie zdemolowano, a na której miejscu ma stanąć gmach na pomieszczenie Wydziału krajowego; codzień był piknik, a podczas kontraktów znowu codzień reduta.[2]
Słynęła arystokracja wówczas z ruchu towarzyskiego i z namiętności do zabaw, a stolica nasza stała się nawet wskutek tego ludniejszą. Zdawało się, jakoby arystokracja wszystkich prowincji polskich dała sobie rendez-vous w stolicy niedawno rewindykowanej Galicji. Pośród takiej społeczności niemogła żyć i mieszkać taka pani kasztelanowa Kamińska, to też i nieosiadła w śródmieściu, lecz wynajęła mieszkanie zdala od tych uciech i zabaw, naprzeciw katedry św. Jura (Jerzego) tak wspaniale przedstawiającej się zewnątrz oczom widza, w pałacu biskupów ruskich, gdzie ją wszyscy tak samo jak ona szczerze kochający kraj i bolejący nad jego rozbiciem tłumnie odwiedzali „oddając zasłużoną cześć jej zacności i wielkim przymiotom.”