Strona:Antychryst.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lizeta zbudziła się, podniosła pyszczek i utkwiła w twarzy pana rozumny, jakby współczujący wzrok. Carewicz także spojrzał na ojca i nagle coś ostrego jakby ukłuło go w serce: »I pies żałuje, a ja«...
Piotr wreszcie odchrząknął, wypluł, zaklął zwykłą swą nieprzystojną klątwą i wycierając chustką pot i łzy, ciągnął dalej od tego miejsca, gdzie się zatrzymał, bardziej jeszcze ochrypłym, tak samo jak przedtem równym, beznamiętnym głosem, jakby czytał ukaz pisany:
— Mówię ci to wszystko, abyś świadom był...
Chustka nagle wypadła mu z ręki, nachylił się, by ją podnieść, lecz Aleksy uprzedził go, rzucił się szybko, podniósł i podał chustkę. I ta mała usługa przypomniała mu nagle to nieśmiałe tkliwe uczucie, prawie zakochania, które niegdyś żywił dla ojca.
— Ojczuszku! — wykrzyknął z takim wyrazem w twarzy i w głosie, że Piotr popatrzył na niego uważnie i wraz spuścił oczy. — Bóg widzi, nic podstępnego względem ciebie nie uczyniłem. A dziedzictwa ja sam też z powodu słabości mej nie pragnę; pocóż mam brać na siebie to, czemu nie podołam. Gdzie mnie do tego! I czyi ja ojczuszku... dla ciebie, dla ciebie... o Boże!
Głos mu się załamał. Rozpaczliwym, konwulsyjnym ruchem podniósł ręce, jakby chciał się chwycić za głowę i tak zamarł, jakby z dziwnym uśmiechem pomięszania na ustach, cały blady,