Strona:Antychryst.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przywieźli mnie z Moskwy, z domu własnego, z księgami dochodów i rozchodów, z powodu donosu o łapówkach.
— A braliście?
— Toć brałem, nie przymuszając nikogo, ani przez złodziejstwo, ale co kto dał przez życzliwość i wedle sumienia, za pracę moją pisarską.
Mówił to tak poprostu; łapówek widocznie za grzech sobie nie uważał.
— Winy mi fiskuł nie zarzuca. A tylko wedle zapisek ludzi różnych, co mi przez wiele lat po trochu dawali, naliczył tych datków 215 rubli i żąda zwrotu. A ja płacić nie mam czem. Żebrak jestem, stary, biedny, opuszczony, nie mogę już dalej pełnić mych obowiązków i upraszam o dymisyę. Wasza Wysokość niech się nademną zmiłuje i ujmie się za starcem, sierotą, żeby mnie uwolnili od tej zapłaty niesłusznej. Zmiłuj się nademną, miłościwy carewiczu.
Carewicz Aleksy Piotrowicz spotkał tego człowieka w Petersburgu w cerkwi Symeona i Anny, co stoi blisko rzeczki Fotanki, koło dworu Szeremietiewa na Litejnej. Zwrócił na niego uwagę z powodu dawno niegolonej szpakowatej brody, jakiej wówczas nie nosili już urzędnicy, a takie z powodu gorliwego odmawiania psalmów. Spytał go, kto on taki, skąd przybywa, jakiego stanu? Okazało się, że jest to poddjak urzędu artyleryjskiego z Moskwy, nazwiskiem Łarion Dokukin.