Strona:Antychryst.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tych: »Robak ziemi pokorny jest i nędzny, ty zasię pełen chwały i dumy, atoli jeśli rozum swój chowasz, to sam dumę swą upokorzysz, wspomniawszy, jako twa moc i chwała pokarmem robaków będzie. Strzeż się pychy a unikaj gniewu«...
I znów, znów — o sprawie chłopów poreckich i nieodłącznym od niej Pietku Anfimowie.
Carewicza senność ogarniała i niekiedy zdało mu się, że to nie człowiek mówi przed nim, lecz wół przeżuwa bez końca swą paszę.
Nastał posępny zmierzch. Odwilż była. W powietrzu żółta, brudna mgła. Na szybach blade kwiaty mrozu tajały, płakały. A w szyby zaglądało niebo brudne, jakby przyślepe, płaczliwe, niby chytre, podłe oczki Pietki poddyaka.
O. Jakób siedział naprzeciw carewicza na temsamem miejscu, które przed trzema tygodniami zajmował archimandryta Teodozy. I Aleksy mimowoli porównywał obu pasterzy Kościoła starego i nowego.
»Nie archireje to, to gałgany! Orłami my byli, a stali się nietoperzami nocnymi«, mówił pop Teodozy. »Orłami my byli a stali się wołami w jarzmie« mógłby powiedzieć pop Jakób.
Za Fedoską stał wieczny polityk, starodawny władca świata tego; a za O. Jakóbem stał tenże polityk, nowy władca świata tego — Pietka-Cham. Jeden wart był drugiego! Starodawność godna była nowości. I czyż za temi dwoma obliczami, przeszłem i przyszłem, znajduje się gdzie trze-