Strona:Antychryst.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

księżnej-następczyni zrobiło się niedobrze, zlitowała się nad nią i dała jej pokój, a nawet pokryjomu dolewała jej, a także i nam freilinom, wody do wina, co na takich ucztach poczytywane było za wielki występek.
Pod koniec nocy — przesiedzieliśmy za stołami od szóstej wieczorem do czwartej rano — kilka razy carowa podchodziła do drzwi, wołała cara i pytała.
— Czy nie czas do domu, ojcze?
— Nic to Kasiu, jutro dzień swobodny — odpowiadał car.
Podnosząc zasłonę, zaglądałam niekiedy do oddziału męskiego i za każdym razem ujrzałam coś nowego.
Ktoś, krocząc wprost przez stół, wstąpił butem w półmisek z galaretą rybią. Car tymczasem pakował tę samą galaretę do gardła kanclerzowi Gołowkinowi, który nie cierpiał ryby. Dieńszczyki trzymali go za ręce i za nogi, a on rzucał się, dyszał ciężko i cały stał się purpurowy. Porzuciwszy wreszcie Gołowkina, car wziął się do rezydenta hanowerskiego, Webera: głaskał go, całował, jedną ręką ściskał za głowę, a drugą kieliszek trzymał mu tuż przy ustach, błagając, aby wypił. Następnie zdjął mu perukę, całował w wierzch głowy i w kark, odwinął mu wargi i całował w dziąsła. Mówią, że przyczyną tych wszystkich czułości była chęć cara wyciągnięcia od rezydenta jakiejś tajemnicy dyplomatycznej.