Strona:Antychryst.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żesz to kto nam pomoże? Zginiemy, zginiemy wszyscy bez ciebie! Zmiłuj się!
Szlochając obejmował i całował nogi carowicza, a temu zdało się, że w tem rozpacznem błaganiu słyszy prośbę wszystkich ginących, zelżonych, do wściekłości doprowadzonych — jęk całego narodu o pomoc.
— Dosyć dosyć, stary — rzekł nachylając się ku niemu i starając się go podnieść. Czy to nie wiem, czy nie widzę? Czy serce moje za was nie cierpi? Taż sama nam niedola. Gdzie wy, tam i ja. Jeśli Bóg da, że carstwo posiędę, wszystko uczynię, aby ludowi ulżyć. I o tobie wtedy nie zapomnę; potrzebne mi będą sługi wierne. A tymczasem cierpię i modlę się, aby sądy boże prędzej się dopełniły. Niechaj we wszystkiem staje się Jego wola święta.
I pomógł wstać staremu, który wydał się teraz tak nędznym, słabym, zgrzybiałym. Tylko oczy jaśniały mu taką radością, jakby już oglądał wybawienie Rosyi.
Aleksy uścisnął go i w czoło pocałował.
— Bywaj zdrów Łarion, da Bóg zobaczymy się. Pan z tobą.
Skoro Dokukin odszedł, carewicz usiadł znów w swoim starym, skórzanym, obdartym fotelu i pogrążył się na poły w drzemkę, na poły w marzenie.
Miał lat 25. Był wzrostu wysokiego, chudy i wąski w ramionach, z piersią zapadniętą. Twarz